Zdjęcie przedstawiające mężczyznę na tle zamku w Bielsku-Białej, z wyciągniętymi dłońmi, w których trzyma stare bilety tramwajowe.

Gra miejska, czyli Bielsko-Bialski Odjazd!

Historia pętli się pętlą. Tramwajową.

Dawno temu, kiedy nikt nie słyszał o czymś takim jak gra miejska, żył pewien nader barczysty grek. Mówił, że choćby nie wiem jak się wysilać i starać, to nie sposób stanąć twarzą w twarz z prawdziwą Ideą. A to dlatego, że te, jak przystało wszystkim ideałom, zwyczajnie bytują w Pleromie. Tymczasem prawda jest taka, że może i nie pokazują się obecnie zbyt często na mieście (ba, ostatnio nawet w „Wytrwałej Mężatce” opublikowano poczytny artykuł o rozpadzie słynnego dziewiętnastowiecznego francuskiego tria), ale nie jest to coś nadzwyczajnego. Tym bardziej na odjazdowym Bielsko-Bialskim peronie.

Zajezdnia pomysłowa w Bielsku-Białej przy Krasińskiego 11.

Tamtego dnia wiosna poczęstowała nas kolejnym zimnym wieczorem. Niedawno takie wieczory zdarzały się tylko na jej początku, ale obecny rok preferował nieco chłodniejsze podejście do kwestii ocieplenia klimatu. Wydawałoby się, że Ruch, zmierzający na wieczór gier planszowych powinien zmarznąć, jednak było zupełnie inaczej. I wcale nie było to spowodowane szybkim tempem marszu, ani nawet ogólną ekscytacją. Był to efekt działania tajemniczego ciepła, bijącego od starych, Bielsko-Bialskich kamienic przy ulicy Celnej, Nad Niprem i Krasińskiego.  

Mówi się, że Środa jest kobietą, nic więc dziwnego, że jest magiczna. Zwłaszcza w Bielsku-Białej. Środogranie, bo tak nazywają się wieczorne spotkania planszówkowe w Redakcji BB, są miejscem, gdzie cała ta magia manifestuje się w różnorakich formach. To zrozumiałe, że Ruch uczęszczał tam systematycznie. W końcu nigdy nie wiadomo, jaki pomysł zmaterializuje w tym Centrum Aktywności Społecznej. A przecież różnych pomysłów zawsze było tam sporo. Od tych najprostszych, jak tworzenie miłej atmosfery poprzez zagęszczenie przestrzeni smakołykami, aż po te bardziej wyrafinowane, jak organizacja konkursów, turniejów czy też innych imprez plenerowych. Tego wieczoru nie było inaczej. 

Ruch już od jakiegoś czasu myślał o kolejnym przedsięwzięciu. Nie było to zresztą czymś wyjątkowym. Zawsze myślał o czymś. Nic dziwnego, w końcu tworzenie, czyli przechodzenie z możności do aktu, było czymś wpisanym w jego naturę. Teraz w jego głowie tkwiła myśl zorganizowania gry miejskiej. Wartości temu pomysłowi dodawał fakt, że gra miejska to doskonały sposób na integrację społeczności, przekazanie informacji i przede wszystkim dobrą zabawę. Jak przystało na dobry pomysł przebywający w głowie dostatecznie długo, także i ten indukował w powietrzu sporych rozmiarów ciśnienie kreatywne. Ciśnienie, które w normalnych warunkach nie miałoby zbyt wielkiego znaczenia. 

Osobliwy kalejdoskop odjazdowych postaci.

Tymczasem cały szkopuł w tym, że na Środograniu nie ma normalnych warunków. Bo niby jak tu stworzyć normalne warunki w miejscu, w którym można znaleźć tylu ciekawych ludzi. Na tych wieczornych spotkaniach można spotkać poetów, muzyków, fotografów, youtuberów, cukierników, wydawców, przedsiębiorców, niewidomych piłkarzy… Długo by wymieniać. Istotne w tej historii jest jeszcze to, że tego dnia Ruch spotkał się tam ze swoimi znajomymi z pracy, Dokładnością i Rozwojem. To oczywiste, że w takich warunkach podwyższone ciśnienie przerodzi się w coś rzeczywistego. W plan organizacji otwartego, międzypokoleniowego wydarzenia skierowanego do wszystkich mieszkańców miasta i okolic. 

Ludzie na tle zamku
zdj. Jasam

Założenia były proste. Głównym punktem programu miała być gra miejska. W odróżnieniu od większości gier ta miała odbyć się na świeżym powietrzu, być mocno osadzona w historii miasta oraz, co oczywiste, miała sprawiać dużo przyjemności wszystkim graczom. O ile pierwsze z założeń było stosunkowo proste w realizacji, o tyle z kolejnymi nie było już tak łatwo. Na przykład, w kwestii historii wybór padł na Bielsko-Bialskie tramwaje. Może dlatego, że ideę miejskich tramwajów można postrzegać jako alegorię świata skrępowanych i prostych jak tory dróg życiowych, stojących w opozycji do wolnych i nieprzewidywalnych wyborów pozostałych uczestników ruchu drogowego. Jednak bardziej prawdopodobne jest to, że tramwaje to zwyczajnie spory kawał historii miasta. Poza tym, kto nie lubi opowieści z Karolem Krawczykiem w tle? 

Stare zajezdnia

Wejście od strony poczekalni.

Przygotowania trwały długo. W końcu przecież przy organizacji tego typu przedsięwzięć zawsze jest dużo pracy. Wystarczy powiedzieć, że nie starczyło wiosny i ostatecznie na datę wydarzenia wybraliśmy pierwszy piątek wakacji. Do parku przy starej zajezdni tramwajowej w Cygańskim Lesie jako pierwszy dotarł Ruch. Nie mógł wysiedzieć na miejscu. Gdy tylko na miejsce dotarła ekipa z fundacji Zakątek Fantastyki oraz Rozwój i Dokładność, zaczęły się ostatnie poprawki. 

Mężczyzna na rowerze
zdj. Joanna Brutkowska

Wielki finał.

Jedną ze wspomnianych poprawek było przygotowanie napisu, jaki widniał w tym samym miejscu, na pętli tramwajowej kilkadziesiąt lat wcześniej. Czemu piszę akurat o tym? Bo jak się okazuje, istotne jest to, aby przed rozpoczęciem ważnego zadania, jakim bez wątpienia było przyklejenie liter, warto sprawdzić, jaki dokładnie ma z nich powstać napis. Wierzcie lub nie, ale jest znacząca różnica między „Wejście od strony poczekalni”, a „Dojście do tramwajów przez poczekalnie”. Zwłaszcza gdy próbujesz odtworzyć kawałek historii.

W końcu przyszedł czas na start „Fantastycznego Rozpoczęcia Wakacji” – bo pod taką nazwą odbywało się to wydarzenie. Na pierwszy ogień poszła gra miejska. Po tym jak prowadzący Ambroży Niezgódka (oficjalnie brak bezpośrednich powiązań z Akademią pana Kleksa) nakreślił ogólny scenariusz, gracze otrzymali karty charakterystyki postaci, w które mieli się wcielić podczas gry. Jak się zapewne domyślacie, dla wielu z uczestników była to pierwsza taka gra w życiu, jednak pomimo tak wysokiego stężenia debiutantów na metr kwadratowy, gra miejska okazała się ciekawym przeżyciem dla wszystkich uczestników. 

W międzyczasie, w myśl powiedzenia „dla każdego coś dobrego” część z uczestników brała aktywny udział w pozostałych atrakcjach. Dla jednych hitem okazały się psoty Błazna Pierona nieopodal starego „perona” (licentia poetica), dla innych fińskie kręgle. Wielu z uczestników wróciło do domu z nagrodami w postaci gier planszowych. Natomiast na wszystkich bez wyjątku wrażenie zrobił zapierający dech w piersiach pokaz  Teatru Ognia Tesserakt. Zresztą co się będę rozpisywał. Patrzcie.

Leave a Comment

Scroll to Top